Header image  
Ostrzeżenie fundacji LaStrada
 
 
    Główna
Google

 
Legalna praca-Grecja, Włochy, Hiszpania itd.
  Pozornie wygląda to na absurd - Jakie niewolnictwo? Jaki handel ludźmi? Teraz, w XXI wieku? A jednak to nie żart, te historie dzieją się obok nas.


ewelinaf   27.06.06, 13:31   Ten tekst jest autorstwa osoby o nicku ewelinaf z forum na gazeta.pl



Wakacje, to okres gdzie najwięcej młodych ludzi decyduje się na wyjazd do pracy za granicą. Wśród nich jest wiele naiwnych,
młodych dziewczyn które mają nadzieje zarobić i jeszcze coś zwiedzić. Pośredniczki proponują kobietom pracę: kelnerek,
barmanek, hostess czy jak w jednym z ogłoszeń masażystek. Na miejscu okazuje się, że jest inaczej niż wmawianą im przed
wyjazdem. Często pracodawcy- bossowie odbierają im paszporty i przemocą albo szantażem zmuszają do prostytucji. Mówią, że mają policję w kieszeni, więc nie ma sensu, żeby dziewczyna szukała pomocy, bo wróci do kraju w foliowym worku (część wykorzystanych kobiet zresztą wraca, inne nigdy się nie odnajdują). Część tych kobiet to rodzime "Pretty Women", czyli takie, którym się wydaje, że wyskoczą za granicę na dwa, trzy miesiące, będą wprawdzie parały się seksbiznesem, ale w towarzystwie dżentelmenów. Potem wrócą do Polski, kupią sobie mieszkanie i zaczną studia. Na miejscu okazuje się jednak, że trzeba pracować w podłych warunkach, przez 30 dni w miesiącu i po 14 godzin na dobę, bez praw, godności i wynagrodzenia, z ryzykiem zakażenia HIV. Każdy sprzeciw ze strony dziewczyny kończy się z reguły biciem lubgwałtem zbiorowym. Często towarzyszy temu robienie zdjęć, które mogą - jak zapewniają sutenerzy - być ujawnione najbliższym,
gdyby próbowała uciec lub ujawnić sprawę. Czasem musi brać narkotyki, nie wolno jej kontaktować się z rodziną i znajomymi.
Zazwyczaj po jakimś czasie jest sprzedawana.
Pomagaliśmy kobiecie, która została sprzedana. Opowiadała o tym straszne rzeczy. Dziewczyny były "wypróbowywane" na miejscu w Grecji, gwałcone, straszone bronią. Grano o nie w karty - mówi Irena Dawid-Olczyk z fundacji La Strada, walczącej z handlem kobietami.
Na organizowanych sprzedażach kobiet , klient ma godzinę na wyłączność - rozmowę i sprawdzenie kupowanych kandydatek. Kontrahentsprawdza przede wszystkim, czy dziewczyny nie mają rozległych blizn (duża blizna po cesarskim cięciu obniża wartość kobiety), śladów poparzeń czy przebarwień skóry bądź braków w uzębieniu. Cena zależy również od wieku kandydatki, wzrostu, wielkości biustu, doświadczenia i znajomości języków obcych. Jeśli klient ma ochotę, sam może się przekonać o umiejętnościach kobiety.
Wybrane przez niego dziewczyny nie są już pokazywane następnym kontrahentom. Kolejność prezentacji jest albo losowana, albo wynika z rangi klienta. Pierwszeństwo mają wysłannicy domów publicznych . Cena Rosjanki , Ukrainki, Polki (o które coraz łatwiej
- wystarczy dać bezpłatne ogłoszenie w Internecie, niewinnie brzmiące "legalna praca w barze"itp. i zwabić ją
za granice) wynosi 1 - 4 tys. euro, Wietnamki, Tajki, Brazylijki czy Kubanki kosztują 4 - 7 tys. euro.
Dziewczyny, które nie znajdą nabywcy podczas "castingu", dowożone są do klientów gorszej kategorii . Trafiają na nie
głównie kobiety oszukane perspektywą innej pracy lub zaczynające w tym zawodzie . Handluje się np. z Turkami czy arabami
prowadzącymi domy publiczne na bliskim wschodzie gdzie kobieta ma już małe szanse na powrót i gdzie staje się formalnie
niewolnicą. - Takie sprawy rzadko wychodzą na światło dzienne, bo kobiety są zastraszane. Gdy się buntują, są przemocą zmuszane do odpracowania pieniędzy, za które je kupiono czy sprowadzono. Handel kobietami to bardzo zyskowny interes, dlatego zajmują sięnim świetnie zorganizowane gangi wykorzystujące pośredników w danym kraju. W konfrontacji z nimi dziewczyny nie mają wielkich
szans - mówi Irena Dawid-Olczyk z La Strady.
W najnowszym raporcie Rady Europy dotyczącym handlu kobietami Polska została określona (podobnie jak Rumunia, Mołdawia, Bułgaria
i Ukraina) jako europejskie centrum tego procederu skąd sprowadza się młode kobiety mamione perspektywą legalnej pracy za
granicą. Autorzy raportu zarzucają naszym władzom bagatelizowanie problemu. Domagają się przyjęcia europejskiej konwencji
zakazującej handlu kobietami, powołania narodowych pełnomocników do walki z tym procederem, zaostrzenia kar za zmuszanie do prostytucji oraz większego nadzoru nad pośrednikami załatwiającymi pracę na Zachodzie. Pracownicy fundacji stale monitorują internetowe strony z ogłoszeniami o pracy za granicą i przekazują policji adresy poczty i telefony takich podejrzanych. Zanim podejmiesz decyzję o wyjeździe odwiedź stronę Fundacji.

Fragment tekstu z www.polis.youthpress.org

Handel kobietami. Dziwny termin. Przerażający. Ale problem chyba odległy. Już prawie XXI wiek. Może gdzieś w Afryce czy Azji. Europa Środkowa to świat cywilizowany. 
Nieprawda. Szacuje się, że co roku zachodnim sutenerom sprzedaje się kilka tysięcy polskich kobiet. Pracę jaką tam wykonują bez przesady można nazwać niewolniczą. Żyją w fatalnych warunkach, nie mają możliwości skontaktowania się z rodziną czy polskim konsulatem. Czasem ratuje je własny upór i spryt, czasem nalot policji, szukającej nielegalnych imigrantów. Słyszymy o tym czasem. Myślimy: Pewnie same się o to prosiły. Pojechały, głupie, oddały paszporty, wreszcie pogodziły się z losem. Ja nie dałabym się złapać w taką pułapkę!
Wyobraś sobie, że szukasz pracy. Kupujesz gazetę, czytasz ogłoszenia. Nic. Mijają dni. Rozpaczliwie potrzebujesz pieniędzy. Jesteś coraz mniej wybredna, wzięłabyś każdą pracę. Ale bez wykształcenia, doświadczenia nikt nie chce cię zatrudnić. Są co prawda ogłoszenia na końcu rubryki: praca dla kobiet na Zachodzie. Ale to byłaby ostateczność. Czas mija. Nie masz wyjścia. Dzwonisz. Głos w słuchawce informuje, że to praca legalna, masz tańczyć w klubie. Myślisz: Popracuję trochę, a potem wrócę tu, spłacę długi i zacznę wszystko od początku. Tymczasem na miejscu okazuje się, że musisz sypiać z klientami. Inaczej obrywasz. Mocno obrywasz. Paszport też  musisz oddać. Próbujesz się postawić. Skutek: podbite oko i złamane żebro. Poddajesz się. Czasem jeszcze miewasz nadzieję. Coraz rzadziej. Jeśli będziesz miała szczęście uratujesz się dzięki nalotowi policji, poszukującej nielegalnych imigrantów. A może dziewczyna z tego samego klubu ucieknie i powie o tobie w polskim konsulacie. Odnajdą cię: zarażoną AIDS, w ciąży (seks bez prezerwatywy przynosi większy zysk).  
            Polki w zachodnich burdelach pojawiły się po otwarciu granic na początku lat 90. Wkrótce dołączyły do nich dziewczyny z innych biednych europejskich krajów (Litwy, Ukrainy, Rosji). Szybko okazały się czystym zyskiem: podobają się klientom, ich utrzymanie niewiele kosztuje, nie trzeba płacić podatków, ani ubezpieczenia zdrowotnego, ani często też wynagrodzenia. Zastraszone, nie znając języka, niewiele mogą zrobić, żeby wydostać się z niewoli. Wystarczy zwabić lub kupić, zabrać paszport, zmusić do pracy i odcinać kupony. Bezrobotne, słabo wykształcone dziewczyny łatwo oszukać, proponując niebotyczne zarobki za  pracę w klubie w charakterze tancerki czy kelnerki.

Co tu można dodać, ewelinaf dokładnie opisała mechanizm. Przemyt ludzi i seksbiznes to ogromne pieniądze. Dlatego w ten "interes" w całej Europie zamieszani są także skorumpowani urzędnicy, sędziowie i policjanci. I dlatego tak trudno z tym zjawiskiem walczyć. Gdzie nie wiadomo o co chodzi to chodzi, no właśnie. Jako przykład kawałek artykułu w GW:

Policjanci podejrzani o handel kobietami

Gazeta Wyborcza, 14 kwietnia 2006r.

Po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie zarabiali, według prokuratury, dwaj wrocławscy policjanci na sprzedaży polskich kobiet do austriackich domów publicznych. W czwartek zostali aresztowani.

Aresztowani policjanci to Bogdan J. i Bogusław S. z wydziału dochodzeniowego komisariatu Wrocław Krzyki na ul. Jaworowej. Policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych zatrzymało ich we wtorek w pracy. - Byli namierzani już od półtora roku. Na interesie z kobietami zarabiali po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie - twierdzi nasz informator.

Oprócz nich aresztowano także byłego policjanta oraz właściciela wrocławskiej agencji modelek.

Nic dodać, nic ująć. Ci co mają bronić te biedne kobiety przed bandytami sami nimi handlowali.

Z życia wzięte

Jest pani ostatnią osobą, u której kładę kafelki. Gdy kładłem w Berlinie u kolegi z podstawówki, ten mi powiedział: Co będziesz kładł kafelki? Przywież mi cztery dziewczyny, a dostaniesz do ręki kilka razy więcej. Powiedziałem koleżankom, że jest praca w Berlinie. Nie mówiłem im jaka. Jedziemy w przyszłym tygodniu.

 

W tygodniku WPROST zamieszczono cennik, po ile chodzą kobiet na castingach do zachodnich burdeli

atrakcyjna polska studentka - 5 tys. euro

atrakcyjna, niewykształcona Polka (do 26 lat) - 3,5 tys. euro

polska nastolatka, średnio atrakcyjna - 2 tys. euro

trakcyjna i znająca dwa języki obce Ukrainka (do 23 lat) - 4 tys. euro

nie znająca języków obcych Rosjanka (do 24 lat) - 1 tys. euro

Abyśmy więcej czytali takich artykułów jak ten z GW

Nawet pięć i pół roku spędzą w więzieniu mężczyźni ze Słupska, którzy sprzedawali kobiety do domów publicznych na Zachodzie.

Proces siedmioosobowej grupy przestępczej zakończył się wyrokami - mężczyznom udowodniono, że zajmowali się sprzedawaniem kobiet do domów publicznych w Europie Zachodniej. W słupskim sądzie zapadły wyroki - od trzech do pięciu i pół roku więzienia.

W latach 1999-2001 grupa wywiozła i sprzedała bądź próbowała sprzedać do domów publicznych w Niemczech i Holandii sześć kobiet. Sprawa wyszła na jaw, gdy jedną z nich zatrzymano na granicy - wracała do kraju z fałszywym paszportem przez granicę polsko-niemiecką. "Naganiacze" organizowali wyjazdy do Niemiec, kobiety zapewniano, że będą pracować w barach bądź jako opiekunki do dziecka. Potem polscy pośrednicy sprzedawali kobiety właścicielom domów publicznych w Niemczech i Holandii. Obrońcy oskarżonych i prokuratura nie wykluczają złożenia apelacji.

: Gazeta Wyborcza

 

 

 

 


 

 TROCHĘ PRAWA

paragraf 1 artykułu 9 brzmi: "Kto dostarcza, zwabia lub uprowadza w celu uprawiania nierządu inną osobę nawet za jej zgodą, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat trzech", a paragraf 2 tego samego artykułu: "Tej samej karze podlega , kto uprawia handel kobietami, nawet za ich zgodą, albo dziećmi".

Tysiące Polek w brytyjskich domach publicznych

Kampania brytyjskiego rządu "Pentameter" przeciw handlowi ludźmi ruszyła w środę w Lublinie. Według szacunków do pracy w brytyjskim seksbiznesie przymuszanych jest 60 tys. kobiet z Polski i innych krajów Europy Wschodniej - pisze "Gazeta Wyborcza".

 
 

Co roku zgłasza się do nas ok. 230 kobiet, ale to tylko szczyt góry lodowej. Reszta boi się i wstydzi - opowiada Stana Buchowska, współzałożycielka Fundacji przeciwko Handlowi Kobietami "La Strada", organizacji, która razem z Brytyjczykami prowadzi akcję. Buchowska wróciła do Polski w latach 90. Wcześniej pracowała w organizacji pozarządowej w USA. - Uderzyło mnie to bezlitosne łamanie praw człowieka. Cudzoziemka nieznająca języka jest zazwyczaj pomiatana przez ludzi, którzy mają nad nią władzę - mówi Stana Buchowska.

La Strada od 11 lat walczy z handlem kobietami i wykorzystywaniem ich do niewolniczej pracy, głównie w domach publicznych. Teraz Stana Buchowska przestrzega kobiety wyjeżdżające do pracy za granicę. - Trzeba sprawdzać, czy pośrednicy są koncesjonowani, i pytać ich o szczegóły dotyczące pracy - mówi. Już wkrótce na ulicach polskich miast i przejściach granicznych pojawią się plakaty i ulotki ostrzegające po polsku i rosyjsku przed handlarzami ludźmi.

Z brytyjskim rządem oprócz La Strady będą współpracować policja, straż graniczna i władze lokalne. Kampania ma objąć większość krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

- Handlarze mają teraz do dyspozycji 300 lotów w tygodniu, jest im łatwiej przewozić kobiety z Polski do Wielkiej Brytanii - mówił w Lublinie Christopher Thompson z ambasady brytyjskiej. - Przestępcy rekrutują młode kobiety poprzez fałszywe ogłoszenia oferujące pracę. Po przyjeździe zabierają im dokumenty i sprzedają do domów publicznych za blisko 17 tys. zł - mówi.

Akcja nieprzypadkowo rozpoczęła się w Lublinie. - Zaczynamy tutaj ze względu na bliskość granicy z Ukrainą, która od lat plasuje się w pierwszej piątce, jeżeli chodzi o liczbę ofiar handlu kobietami - mówi Joanna Garnier z La Strady.

Policjanci z lubelskiej komendy wojewódzkiej przeszli szkolenie mające im ułatwić walkę z handlarzami ludźmi i pomoc ich ofiarom.